Przegrana na własne życzenie

W sobotę, 1 grudnia szczypiorniści zielonogórskiego AZS-u rozegrali spotkanie 11. kolejki II ligi piłki ręcznej mężczyzn. Ten mecz dobitnie pokazał Nam dwa oblicza drużyny z Winnego Grodu.

AZS-vs-Zaglebie-II-Lubin-3202

 

 

Read MoreTo co zdarzyło się w hali UZ, przy ul. Profesora Szafrana 6 jest książkowym przykładem na to, że pojedynek nie kończy się po pierwszej połowie. Ale po kolei...

A wszystko zaczęło się z 1-minutowym poślizgiem. Na boisku są już dwa zespoły i słyszymy pierwszy gwizdek sędziego. Wynik spotkania otwiera Christian Motylewski. Juz za moment widzimy udaną odpowiedź ze strony gospodarzy a dokładnie Kamila Nogajewskiego, który trafia po raz pierwszy i ostatni w tym spotkaniu. Przez 13 minut obserwowaliśmy zacięty pojedynek gdzie padała bramka za bramką. Następnie rywale z Lubina słabną.

Tą sytuację wykorzystują akademicy wychodząc na 6 oczek prowadzenia. Pierwsza połowa kończy się wygrywaną AZS-u 19:13.

Obu zespołom przysługiwało 10 minut przerwy i rozmowy z trenerem. O dziwo akademicy UZ wyszli z szatni już po 180 sekundach. Kibice, szkoleniowiec AZS-u jak i nawet sami zawodnicy nie byli świadomi co się zaraz stanie. Armagedon ze strony rywala! Rozkojażony drugi skład zielonogórzan jest nieobecny. Traci kolejne bramki jak leci. I jest! W 38. minucie spotkania gdy pozostaje zespołowi z Winnego Grodu jedna bramka przewagi reaguje zdenerwowany do czerwoności Marek Książkiewicz. Rozmowa nic już nie dała. Powrót pierwszego składu na boisko też nic nie wniósł. Kolejne 5 trafień przeciwnika w plecy i zdziwienie, dlaczego oni rzucają nam te bramki. W 46. minucie pojawia się cień nadziei, że piłkarze ręczni z Zielonej Góry powrócili z dalekiego snu. Piłka wpada do bramki Jakuba Osadczuka po rzucie Cypriana Kociszewskiego.

Nadzieja szybko okazuje się matką głupich, bo Zagłębie trafia 3 razy z rzędu. KU AZS UZ Zielona Góra nawiązuje walkę dopiero przy stanie 22:28. Ale jest już za późno. I tak z minuty na minutę twarze zawodników i kibiców markotnieją. A gdy wybrzmiała syrena pozostało tylko wzdychnać i wzruszyć ramionami. Pojedynek kończy się triumfem gości 34:32.

Na koniec ciśnie się na usta takie stwierdzenie "AZS-ie co to będzie, I liga za rok (może) będzie." Z takim podejściem będzie ciężko wygrać każdy mecz, nawet z najniżem notowanym rywalem, który zbliża się wielkimi krokami.

I tym pesymistycznym akcentem zakończmy naszą relację...

Aby przejść do galerii, kliknij tutaj

Dodatkowe informacje